Gry strategiczne. Uwielbiam gry strategiczne. Większość graczy pewnie z czystym sumieniem powiedziała poprzednie zdanie po zagraniu w jedną z trzech gier. Mowa tu o serii „X-Com” (zwanej też „UFO”) oraz „Starcraft”. Na te tytuły przyjdzie jeszcze pora teraz chciałbym omówić produkcję bardziej przystępną i przyjemną rodzinie. Mowa tu o serii „Worms”, a konkretnie o jej pierwszej amigowej odsłonie.
Rozgrywka toczy się na dwóch mapach, na których od dwóch do czterech graczy (można też grać z komputerem) kontrolują armię robaków, której wcześniej muszą nadać nazwę i imiona, a ich celem jest wymordowanie wszystkich rywali pozostając chociaż jednym żołnierzem przy życiu. Ostatnia żywa drużyna wygrywa rundę, a zwycięzcą zostaje ten, kto pierwszy wygra określoną ilość rund. Chodzimy i celujemy strzałkami, skaczemy controlem, strzelamy spacją, a broń zmieniamy klawiszami F1 – F10. I to w zasadzie wszystko co musi wiedzieć początkujący gracz.
Szkoda tylko, że nie ma zbyt dużo trybów gry. Jedynie najzwyklejsza rozwałka 4 na 4 (lub 4 na 4 na 4, bądź też 4 na 4 na 4 na 4) lub turniej, który pozwala na zabawę nawet ośmiu drużynom w systemie drabinkowym. Od biedy można też narzekać na brak kampanii, ale gra zajmuje aż trzy dyskietki, więc pewnie obawiano się wysokich kosztów produkcji. Nie jednak mnogość trybów rozgrywki się liczy, a śmieszne sytuacje wynikłe z misclicków, niedostosowania broni do warunków na mapie lub po prostu nieumiejętności (do dziś pamiętam sytuację, gdy mój rywal nie zauważył miny i wteleportował się prosto na nią) oraz emocje, sojusze, próby przewidzenia kolejnych ruchów wroga, zapędzenia go w pułapkę psychologiczną, intrygi, czy też obawy przed zdradą. To właśnie „Wormsy” uczą myślenia jak Napoleon. Na pocieszenie dodam, że przed każdą bitwą możemy dostosować do swoich potrzeb (za pośrednictwem menu opcji) praktycznie wszystko. Od domyślnej liczby amunicji w pukawkach, przez ilość zdrowia robali, po czas, po upływie którego gra przechodzi w tryb „Nagłej Śmierci” w którym zdrowie wszystkich walczących automatycznie spada do zera, a poziom wody (bo można również pokonać wroga wrzucając go do morza) rośnie z każdą turą.
Broni w grze jest aż 21, z czego 3 są na start zablokowane i można je znaleźć tylko w spadających od czasu do czasu na pole bitwy skrzynkach z amunicją. Bazooka to broń domyślna. Jak działa każdy chyba wie. Homing Missile to powtórka z Bazooki, ale pociski są naprowadzane. Grenade to granat. Cluster Bomb to granat generujący losowo odłamki, które wybuchają w zetknięciu z podłożem. Shotgun to strzelba, a przy okazji jedyna broń z której można strzelić dwa razy w jednej turze. Uzi to karabin maszynowy strzelający serię, ale trzeba nauczyć się z niego strzelać, by zadawać maksymalne obrażenia. Fire Punch to atak podbródkowy na kształt Shoryuken ze Street Fightera. Dragon Ball to odpowiednik Kamehamehy z Dragon Balla. Dynamite to ustawiana na ziemi laska dynamitu wybuchająca po kilku sekundach i zadająca obrażenia obszarowe. Mine to Dynamite wybuchająca w kontakcie z robalem. Air Strike jest bronią tak potężną, że zanim zostanie użyta musi zostać załadowana. Po jej użyciu z nieba spada nalot rakietowy. Działanie Teleportu jest raczej wiadome. Blowtorch to palnik wypalający tunel w podłożu i raniący oraz przesuwający wrogów. Pneumatic Drill to to samo, co wyżej, ale wiercący tylko po pionie w dół. Ninja Rope to linka na której możemy się huśtać, a strzał z niej nie kończy tury. Bungee jest liną pozwalającą opuścić się w pionie. Grider to urządzenie do budowania mostów i barier. Bronią ostatniej szansy jest Kamikaze. Nasz robal po jej wyborze ginie w potężnej eksplozji zadającej obrażenia obszarowe. Prod to najzwyklejsze szturchnięcie, które nie zadaje obrażeń, ale delikatnie przesuwa wroga. Ukryte bronie to natomiast Sheep, czyli biegająca i wybuchająca owca, Minigun, czyli rozwinięcie konceptu Uzi, oraz Banana Bomb, czyli Cluster Bomb w formie banana zadająca większe obrażenia i o większym rozrzucie odłamków.
Plusem jest również grafika. Bardzo czytelna i przyjemna dla oka. Jak na Amigę jest to dobra kupa pikseli. Problemem jest tylko fakt, iż jedyny sposób na rozróżnienie robali to imiona nad głowami żołnierzy. Problemem jest również brak muzyki w tle. Cały dźwięk to docinki robali i odgłosy broni.
Mimo wszystko jest to bardzo przyjemna gra, która jest absolutnym must have dla posiadaczy Amigi lubiących pograć sobie z kolegami. Jeżeli jednak macie Amigę 1200 i znajdziecie niezbyt wysoką cenę polecam bardziej „Worms: The Director’s Cut” będące zwykłymi Wormsami z edytorem map i 14 nowymi brońmi.
Plusy:
-Przyjemna rozgrywka dla wielu graczy
-Multum broni
-Proste zasady
-Modyfikowalność rozgrywki
-Częste prześmieszne sytuacje
-Piękna i czytelna grafika
Minusy:
-Brak muzyki
-Problemy z identyfikacją zespołów
-Tylko dwa tryby gry
jakie wspomninia wróciły piękne czasy UwU
bardzo fajna gra. polecam wszystkim na długie godziny.
To były czasy PRL
W podstawówce na jednym komputerze w świetlicy były te robaki pamiętam kolejki by tylko pograć sobie z kolegami na przerwach
To była jedna z najlepszych gier dziećiństwa
Nie pamiętam żebym grał w Worms :(
Święty granat najlepszy XD
ah wspomnienia :3 Z całą rodziną w to się grało XD