Japonia w dzisiejszych czasach kojarzy się głównie z anime (chińskimi bajkami), strasznymi filmami i ogromną falą samobójstw rocznie. Jednakże nie każdy wie, że to właśnie Kraj Kwitnącej Wiśni jest odpowiedzialny za prawdopodobnie większość uznawanych (bynajmniej nie tylko przeze mnie) za arcydzieła, które mieliśmy szansę ujrzeć w historii elektronicznej rozrywki.
Jest wiele równie genialnych gier, których niestety nie mogę umieścić w zestawieniu, ponieważ nie chcę też robić tego artykułu zbyt długiego.
9- Seria Souls + Bloodborne
Zapoczątkowana jeszcze w siódmej generacji konsol grą Demon’s Souls, uważana przez ludzi za najtrudniejszą grę wszechczasów (wyolbrzymienie, po paru godzinach człowiek się przyzwyczaja do mechaniki, osoby szerzące takie propagandowe hasła najpewniej nie grali w Mortal Kombat Mythologies Sub- Zero). Pomimo wszystkich niedogodności, jest to niezwykle ambitna produkcja z ukrytą w tle fabułą do zrozumienia, której niekiedy musimy szukać teorii po różnych forach Internetowych.
8- NieR: Automata
O czym jest NieR? W skrócie: Ufo przyszło na ziemie, zrobiło armię robotów, które wybiły ludzkość, a jej resztki stworzyły androidy, które miały walczyć z najeźdźcą. Sterujemy właśnie taką jedną androidką. W opowieści autorstwa Yoko Taro nic nie jest takie, jakie może się z początku wydawać, o czym może świadczyć nie zrozumienie przezemnie fabuły po przejściu gry. Tak. Po finale, głodny wrażeń odpalam nową grę i... C Z E M U T A G R A J E S T I N N A ? Dopiero po 50 godzinach gry zrozumiałem, co właśnie zobaczyłem. A co zobaczyłem? Depresyjny obraz, który mnie zdołował na resztę dnia. Polecam każdemu żądnemu wrażeń graczowi.
7- Persona 5
Osobiście grałem tylko w jedną część Persony, jednak wystarczyła mi ona do pokochania serii. Mimo początkowego wrażenia absurdów gry, po niedługim czasie przekonujemy się, że gra zwraca uwagę graczy na społeczne problemy. Intrygi, niespodziewane zwroty akcji z dodatkowymi założeniami fabularnymi (warto też wspomnieć, że historia jest mroczna i idealnie się rozdziera- między szkolnymi luzami a ciężkimi chwilami w życiu) dosłownie przysysają nas do ekranu.
6- Seria Final Fantasy
Możecie nazwać mnie ignorantem, ale grałem tylko w trzy części Final Fantasy (VII, XIII, XV) i to właśnie na ich podstawie postawiłem ją na tym miejscu w rankingu. O czym jest? No właśnie, każda odsłona opowiada o innym świecie, a co za tym idzie- o innych bohaterach, jednakże jest wiele podobieństw, jak chociażby mechanika, imiona czy założenia fabularne. Poza główną serią liczącą około 16 części (nie znam się, może mądrzejsi odczytają to z Wikipedii) powstało też wiele spin offów. Chętni poszperają i znajdą o tym informacje w sieci.
5- Seria Legend of Zelda
Gra, której początki sięgają lutego 1986r. jest po dziś dzień uwielbiana przez graczy na całym świecie. Każda część opowiada o jednym z wielu bohaterów o tym samym imieniu- Link, który dokłada wszelkich sił, byleby uratować powierniczkę mocy i mądrości- tytułową Zeldę. Warto również wspomnieć, że w historii jest wiele linii czasowych, mimo to są one względnie podobne i każda kolejna opowieść dodaje coś do ogólnego zarysu fabularnego.
4- Seria Silent Hill
Seria najstraszniejszych gier w historii poza podium? Jak to tak?! Otóż moi drodzy, nie najstraszniejszych. Wielokrotnie powtarzałem, że seria ta spowodowała u mnie zalążek zawału, pomogła postawić pierwszy krok na drodze do nerwicy i popychała mnie to dziury pełnej lepiącego się załamania nerwowego, jednak mnie nie złamała. Dzielnie siedziałem przed ekranem walcząc z kolejnymi zastępami Pielęgniarek, niepokojąc się momentami grozy w metrze w SH3 czy nudząc się w Downpour. Seria o miasteczku obleczonym mgłą i skąpanym w rykach istot z najgorszych koszmarów do dziś straszy i porusza równie mocno, co przed laty.
3- Seria Fatal Frame
Jak już jestem w tematyce strasznych horrorów... Grze Fatal Frame 2: Crimson Butterfly udało się dokonać to, czego nie dokonał żaden Silent Hill, mimo, że trójka była bliska. Wyłączyłem z piskiem telewizor w środku nocy zlany potem. Japońskie rytuały, walki, klimat wylewający się z ekranu, typowo japońskie widma, a to wszystko podlane świetnie opowiedzianą genialną fabułą (nie liczę 5, która moim zdaniem jest dla Fatal Frame’a tym, czym Arcania dla Gothica) robią robotę. Największy żal jednak mam o to, że ponoć świetna OSTATNIA CZĘŚĆ, 4 nie wyszła poza Krajem Kwitnącej Wiśni (a przynajmniej nigdzie nie mogę znaleźć normalnej wersji) i muszę obejść się smakiem oglądając recenzje i zwiastuny i oczekując na cud. Niestety pierwsze 3 części ukazały się tylko na konsolę Playstation 2, i nawet pomimo stosunkowo niskiej ceny konsoli, żeby zagrać i tak musimy wydać niemałe pieniądze na same gry.
2- Yakuza
Z serią Yakuza zetknąłem się po raz pierwszy, w 2016, gdy w jednym z mniejszych sklepików z grami używanymi i nowymi nie było już Resident Evil 7, na którego miałem niemałą chrapkę. Dobry ziomek zza lady polecił mi remaster Yakuzy 0 na Playstation 4 twierdząc, że klimat jest świetny, tylko jest przeznaczony dla małego grona odbiorców w tym kraju, gdyż nie wszyscy pokochają mechanikę i typowo japońskie założenia. Wieczorkiem po powrocie do domu włożyłem płytkę do konsoli, uruchomiłem i... Nie zorientowałem się, kiedy zaczęło świtać, a ruch na ulicach zaczął się wzmagać. Pierwszy raz od czasów uruchomienia Half- Life straciłem rachubę czasu. Gra, jak sama nazwa wskazuje opowiada o japońskiej mafii- Yakuzie, chociaż jest to najbardziej ogólny zarys okrojony tak bardzo, jak tylko się da. Ale naprawdę, nie chcę spoilerować nawet najmniejszych wątków, bo być może ktoś zakocha się w tym i podobnie jak ja, skończy całą serię niemal na 100% w każdej w półtora roku. Warto dodać, iż za parę dni na rynku Europejskim ukaże się kolejna, już szósta odsłona, niebędąca remasterem (zeszłego roku pokazał się remaster jedynki, w którym według PSN mam około 95% trofeów), o podtytule The Song of Life.
1- Metal Gear
I oto ona. Seria, której pierwsza odsłona została wydana w 1987 r. i od razu podbiła serca graczy na całym świecie. Kolejne odsłony (Nie mówię o Metal Gear Survive, która jest dla Metal Geara tym, czym Fatal Frame 5 dla Fatal Frame’a) podbijają je równie mocno i równocześnie niektórymi sytuacjami ranią niegotowe na taką mocną dawkę emocji serwowaną z ekranu (finał Snake Eatera i Guns of Patriots) organy. Hideo Kojima tworząc gry pokazuje, do czego zdolny jest człowiek z bujną wyobraźnią. Historie Big Bossa, Raidena, Solid Snake’a, Venom Snake’a... za długo by opowiadać, ale można je określić jednym prostym zdaniem- bezbłędne arcydzieła i perełki wśród dzisiejszych gier. I jedna z moich ulubionych serii gier.
Japońskie gry są w dzisiejszych czasach niedoceniane. Pomimo wartości, ludzie uważają większość gier powstających na azjatyckiej wyspie je za ochłapy nie warte złamanego grosza ani minuty spędzonego czasu. Głupcy... Nie wiedzą, co tracą. Każda z wymienionych wyżej gier jest warta uwagi, naprawdę. Jest oczywiście więcej świetnych serii japońskiego pochodzenia jak chociażby Tekken, Resident Evil czy Monster Hunter, ale oczywiście nie jestem w stanie wymienić ich wszystkich. Pozostaje mi jedynie zaprosić jeszcze czytających na ewentualnie sprawdzenie interesującego tytułu, bo macie gwarancję, że jeśli tylko wam to podejdzie... to zatracicie się w tym.
Osobiście podobał mi się metal gear solid pomimo tego ,że zacząłem grać dopiero od phantom paina. Te latające ogniste wieloryby i demony na początku były jak wtf ? Co to jest xD Ale wraz z rozwojem fabuły człowiek zaczyna ogarniać co tam się dzieje.
Bardzo dobry artykuł, niezły temat, dużo informacji, Topowe tytuły ;)