„The Walking Dead” autorstwa Telltale Games to gra kochana zarówno przez graczy jak i fanów komiksów czy serialu z tego uniwersum. Zupełnie nowe postacie (niby mamy parę „cameo” pewnych osobowości, ale jednak spora część pojawia się po raz pierwszy), akcja dzieje się w innych miejscach a sama fabuła daleko odstaje od przygód Ricka Grimesa i jego ekipy.
Przyznam, że sam serial nie przypadł mi do gustu. Obejrzałem pierwszy sezon, oglądanie drugiego ciągle przekładałem aż w końcu o tym zapomniałem i dopiero informacje o świetnym Neganie i jego pałce Lucille przypomniały mi o tym. Jednak nawet rozgniatający czaszki brodaty (chwilowo) antybohater grany przez Jeffreya Deana Morgana nie miał wystarczająco siły by przyciągnąć mnie do ekranu. Skończyłem na oglądaniu ważniejszych clipów (jak zakończenie 6 sezonu, niektóre urywki z 7 i TEN MOMENT z 8).
Jednak miałem pisać o grze.
Jakiś czas temu (potwory z) Telltale Games ogłosili, że w wakacje tego roku rozpocznie się finałowy sezon i zwieńczenie przygody Clementine (te 6 lat minęło, jak chwila, co?).
AJ dorósł, odzywa się (proszę bądź mniej irytujący niż gejb z „New Frontier”) i sądząc po opublikowanym zwiastunie- zna najważniejsze zasady przetrwania (tekst Clem „What do you do if i get bit?” wywołał u mnie lekką katatonię) i znając twórców w wielu momentach zaserwuje nam sporą dawkę IMOŁSZYNS.
Ale przed wymyślaniem najróżniejszych teorii o kolejnych zdarzeniach podsumujmy sobie nieco poprzednie sezony (te „kanoniczne” bez DLC „400 Days” czy „Michonne”, bo bezwstydnie mogę przyznać, że z nich widziałem może zwiastun i krótki gameplay).
Pierwszy sezon rozpoczynamy w radiowozie wiezieni do więzienia za morderstwo na kochanku żony. Sterujemy czarnoskórym Lee Everettem, który spodziewa się, że ta droga to koniec jego dotychczasowego życia- jednak nie w takim sensie, jak jest naprawdę. Po chwili mamy wypadek i po uwolnieniu się spotykamy Clementine i ocalałych (bądź ocalałego w zależności od wyboru), którzy zawożą nas na farmę, gdzie spotykamy Hershela Green (CAMEO) i rodzinę Kenny’ego (który swoją drogą jest jedną z najlepiej wykreowanych postaci w grze. Niczym bohater romantyczny przez całą swoją podróż stale odkrywa siebie na nowo). Przez kolejne epizody, jako wstydzący się swojej kryminalnej przeszłości Lee Everett próbujemy z całych sił chronić dziewczynki nierzadko podejmując trudne decyzje prowadzące do śmierci niemal całej ekipy. Ale cóż, tak to już jest. Bijącym w twarz zakończeniem twórcy zostawili graczy z odwróconym bananem na twarzy nieznacznie dając do zrozumienia, że kontynuacja jest w planach.
Już po pierwszych minutach drugiego sezonu Clem zostaje odłączona od resztek starej grupy i przypadkiem dołącza do składu nowej, równocześnie ewoluującej- kurczy się i poszerza niemal bez przerwy. Drugi sezon nie jest równie emocjonujący, co pierwszy, ale nie brak mu równie ciężkich wyborów moralnych (nawet taka pierdółka, jak wybór stołu w epizodzie 2 potrafiła zmiażdżyć, nie wspominając już o zakończeniu, które podobnie, jak w pierwszym sezonie zostawiło Telltale otwartą furtkę do kontynuacji...).
...Na premierę, której gracze skazani byli czekać 3 lata. Tajemniczy podtytuł „New Frontier” wszedł na usta fanów z całego świata. Czym była tajemnicza drużyna? Kto nią dowodził i jaki miała wpływ na historię nastoletniej już Clementine? Cóż, te informacje nadeszły z czasem i jak to Telltale- na wszystkie te pytania gracze sami musieli udzielić odpowiedzi w trakcie dialogów i wyborów. Zatrzymam się tutaj jeszcze, by wspomnieć o najbardziej irytującej, denerwującej, wkurzającej, frustrującej, wnerwiającej, zabierającej wiarę w ludzkość, ich szanse na przetrwanie i podnoszącej ciśnienie postaci w historii Telltale Games- Gabrielu Garcia. Niedorobionemu szczeniakowi, któremu brakuje piętnastu gramów ołowiu w potylicy oraz paru czerwonych kresek na ciele. Nie spoilerując zbyt wiele powiem tylko, że w pierwszych epizodach dopiero się rozkręca. Dopiero pod koniec gry naszym jedynym celem nie jest już skończenie pewnego wątku tylko sprawienie, by ten gnój wreszcie skończył martwy w jakimś rynsztoku przekonani, że pewnie nawet Muertos by na niego nie spojrzały.
Ale wracając. Początek „New Frontier” może zapowiadać się źle, jednak z czasem (dokładniej z pierwszym pojawieniem się Clem i okolicznościach tego) zaczynamy się przekonywać do konwencji i sposobie prowadzenia historii. Tutaj nie sterujemy tylko Clem, ba! Clementine nie jest tutaj postacią główną. Mam też wątpliwości, czy jest postacią drugoplanową. Z czasem oczywiście się nią staje, jednak na początku pojawia się i znika. Fabuła toczy się bardziej wokół Javiera Garcia i jego rodziny starającej się przeżyć w opanowanym przez zombie świecie. Zepsuję nieco niespodziankę i powiem, że w pewnym momencie spotykamy znanego z komiksów i serialu Jezusa (CAMEO). Zakończenie bardziej zależy od wyborów gracza (, które naprawdę bardziej niż na Javiego wpływają na Clem i jej następne poczynania) i podobnie, jak poprzednie odsłony zostawiają otwartą furtkę do kontynuacji...
KTÓRA ZOSTAŁA ZAPOWIEDZIANA A W INTERNECIE JUŻ KRĄŻY JEJ ZWIASTUN.
Jak już wspomniałem wcześniej- dotyczy on głównie wymiany zdań między Clementine a dorośniętym już AJ’em. Wszystko, nawet ten nieszczęsny zombie gdzieś pod wodą wskazuje na to, że twórcy przygotowali coś specjalnego. Wydaje się, że wrzeszczą nam w twarz „Nic nie wiesz o emocjach!”.
Ich komentarze pod zapowiedzią jakiś czas temu (naprawdę to cud, że zrobiłem wtedy screena i wysłałem koledze) również na to wskazują. To Telltale! „Final Season” moim zdaniem będzie największą częścią (zabraknąć ma oskryptowanych walk) zarówno pod względem fabularnym, jak i technologicznym.
Na początku na pewno doświadczymy smutnej muzyki i klimatycznego początku, poza głównymi bohaterami (AJ i Clem) nie spodziewam się zobaczyć nikogo ze starej ekipy w innych momentach niż emocjonujących retrospekcjach czy halucynacjach pod koniec. Zwieńczenie historii na pewno będzie mocne i doprowadzi niejednego gracza do łez, depresji lub załamania nerwowego. Ewentualnie wspomnianej na początku katatonii.
Premiera pierwszego epizodu odbyć się ma w sierpniu- jednak już w czerwcu (od jutra, kiedy piszę te słowa) będzie można składać zamówienia przedpremierowe. Wszyscy, którzy to zrobią dostaną w gratisie poprzednie części do zapoznania się z historią.
Już sam plakat przypomina ten z pierwszego sezonu- Clementine niczym Lee, AJ niczym Clementine. Opiekun i podopieczny. To nie jest przypadkowe podobieństwo. Każdy najmniejszy szczegół został przez twórców zaplanowany i przemyślany. Nie spodziewajmy się happy endu, nie spodziewajmy się słodko gorzkiego zakończenia. Jedyne, czego możemy się spodziewać to krwi i łez.
„What do you do if i get bit?”
Spoko
spoko artykuł
dobry opis.niezły młodzierzowy slang