Saints Row - najprościej tą serię gier przyrównać do GTA, choć to nie takie dobre powiązanie. Owszem, pierwsza część jest może w pewnym sensie podobna do sandboxów Rockstara. Jednakże, SR1 wyszło tylko na Xbox'a, dopiero przyszłe odsłony wyszły na inne platformy. SR2 było całkiem podobne (znowu), ale zawierała naprawdę dobrą ścieżkę fabularną, otwarty teren i masę aktywności. SR3 zmieniło całkiem szatę graficzną i podejście, ostry jak brzytwa humor, jednakże nie każdemu się spodobało.
SR zawsze opowiadało o gangsterach, o gangu Świętych z Trzeciej Ulicy, którzy swoje początki mieli w mieście Stilwater. Były to naprawdę świetne gry, z naprawdę fajną rozrywką i fabułą. Części od pierwszej do trzeciej bezproblemowo mogą konkurować z produkcjami Rockstara.
Ale Saints Row IV i Saints Row: Gat Out Of Hell...
W tym artykule opiszę te dwie gry, które zniszczyły jedną z lepszych serii sandboxów.
(na początku dodam, że jestem fanem serii, dlatego ciężko mi opisywać SRIV i SRGooH pozytywnie)
(artykuł zawiera spojlery do serii)
Saints Row IV wyszło 20 sierpnia 2013. Potem wyszło jeszcze Saints Row : Re-Elected, czyli pseudo remaster SRIV na konsole nowszej generacji. Saints Row Gat out of Hell ujrzało światło dzienne dnia 23 stycznia 2015 roku.
Saints Row IV - kiedy szaleństwo nie wystarcza.
SRIV jest naprawdę podobna do SR3, gra ma niemalże te same assety, jedynie podrasowano tekstury na bardziej świecące. SRIV wykorzystuje jednak całkiem inny styl "zabawy" (ta, pewnie)
Fabuła:
Gra dzieje się po SR3. Święci lecą na akcję, aby zabić Cyrusa Temple'a (wroga z SR3). Cyrus po przegranej z Gangiem Świętych został terrorystą i chce zniszczyć USA. Święci zabijają go, jednakże Cyrus ostatkiem sił odpala bombę atomową skierowaną w Waszyngton. Szef rzuca się na atomówę i wyłącza ją przed dotarciem do celu. Wpada do biura prezydenta i rozsiada się wygodnie na krześle.
Nie powiem, początek nie zwiastuje katastrofy, podczas sceny na bombie postacie o nas opowiadają w ich fajny sposób, żegnają się, do tego leci odpowiednia muzyka.
Spotykamy również naszych starych ziomali (czyli Pierce Washington i Shaundi (SR2), czy też Kinzie Kenshington z SR3), jak i Ci nowi (Asha Odekar, agentka armii oraz Matt Miller, wrogi haker z SR3, dołączył do Świętych w SR4).
Następnie jesteśmy przeniesieni 5 lat po akcji z bombą. Szef uratował USA, stał się bohaterem.
5 lat później... Święci przestali być gangiem i zostali partią polityczną, która przejęła Biały Dom. Szef to od teraz prezydent Stanów Zjednoczonych.
W tym momencie mocno się zawiodłem gdy pierwszy raz grałem w SRIV. Serio? Z opowieści o gangach przeszliśmy do prezydentury? Ale i tak czuć lekko, ale jednak duch starego humoru. W Białym Domu jest dużo striptizerek (z SR3, a jakże), Szefa mało co interesują problemy z poparciem, a gdy jego ziomkowie go ochrzaniają, Szef stwierdza "Że też nie ma tu nigdzie śmieciarki gdy jest potrzebna.". Nawiązanie do SR2, tam była aktywność (całkiem popularna) ze śmieciarką. Powraca również Ben King, postać z SR1.
Po misji z Cyrusem tworzymy również naszą postać. I tu kolejne zaskoczenie - edytor postaci jest niemalże identyczny jak z SR3, ale to nie boli, gdyż sam edytor postaci jest fajny i obszerny.
I tu zaczyna się tragiczna część przedstawienia. Kinzie Kenshington (nasza dobra ziomalka z SR3) odpowiada na pytania dziennikarzy, kiedy nagle atakują nas... kosmici.
[facepalm]
Kiedy z gier o gangu Świętych z Trzeciej Ulicy, przeszliśmy do gier o strzelaniu do obcych?
Wszyscy nasi ziomali zostają porwani, więc bierzemy spluwy i robimy Holokaust kosmitów. W końcu wskakujemy za stery jakiegoś ogromnego działa i walczymy z jakimiś statkami, następnie niszczymy statek wodza obcych, tam Szef stara się go zabić, ale Zinyak, przywódca najeźdźców go pokonuje.
Brzmi jak Saints Row.
Następnie mamy całkiem absurdalną scenę jakoby Szef cofnął się do lat 60 XX w. a wszystko to byłoby snem. Szybko jednak się okazuje, że wylądował on w symulacji obcych. Oczywiście po paru absolutnie niepasujących scenach, Kinzie "ratuje" go. Teraz Szef jest w Steelport z pseudo supermocami.
Potem uciekamy z symulacji do świata realnego, lądujemy na statku obcych, nadzy w jakimś śluzie, wymiotujemy i strzelamy do kosmitów. No pomysł żenujący nawet jak na Saints Row. To bardziej by pasowało do South Parka.
Szef, Kinzie oraz Keith David (zastępca prezydenta) uciekają ze statku matki. Jednakże, Zinyak się o tym dowiaduje i... niszczy Ziemię.
To dalej jest Saints Row? Potem oczywiście odbijamy naszych przyjaciół, czyli Pierce'a, Shaundi, Benjamina, Matta i Ashę. Te misje są o tyle urozmaicone, że każda postać ma swój koszmar. Pierce - reklamy Świętych, Shaundi - Śmierć Johny'ego Gata, Ben - czasy SR1, Vice Kings (Królowie Podziemia), Matt - Killbane, Asha - zła wersja Szefa(?) Po drodze jednak uratujemy jeszcze... Johny'ego Gata. Prawdopodobnie największego skurczybyka w serii SR, jego teksty wręcz rozbrajają, jednakże w SR3 się poświęca i ginie. Jego koszmar to nawiązanie do gier salonowych, gdzie chodziliśmy i biliśmy wszystko co się rusza. Jego koszmar zawsze kończył się śmiercią jego ukochanej Aishy. Szczerze, cieszę że Gat wraca, ale jednak po co? Zabili go na jedną grę i stwierdzili, że trzeba go dodać, to SRIV lepiej się sprzeda? Patrząc jeszcze na GooH i Agents Of Mayhem, chyba tak.
W końcu, Święci niszczą symulację i zabijają Zinyaka, urywając mu głowę z całym kręgosłupem. Brutalnie co?
Święci dowiadują się, że Zinyak ma wehikuł czasu, ale nie można zmienić nim historii. Można tylko zobaczyć świat jaki kiedyś był. Koniec. Najlepsze zakończenie na świecie.
Gameplay:
Mamy wszystko to, co mieliśmy w SR3, tylko bardziej odjechane - supermoce, czyli:
Superskok
Supersprint
Telekineza
Uderzenie o ziemię
Zamrożenie
Podpalenie
Mocne tupnięcie
Tarcza Ochronna
Te supermoce możemy rozwijać zbierając klastry, czyli błędy symulacji. Nie wiem kto mądry wpadł na to, że w serii gier sandboxów o gangach dodać supermoce, ale to mniej boli gdy widzi się resztę rzeczy w tej grze.
Możemy również kraść auta, strzelać do wrogów, tylko... po co? Mamy supermoce, nie potrzebujemy broni. Mamy supersprint, nie potrzebujemy aut. Mamy superskok, nie potrzebujemy samolotów. Sama mechanika rozgrywki jest identyczna jak w SR3 jeśli wyłączymy supermoce.
Postacie:
Pierce - fajna postać, miło że ją dodali z SR2 i SR3, ma fajny i zarysowany charakter.
Shaundi - również z SR2, też świetna postać, mimo że po SR3 mocno zesztywniała i stała się zimna, w SR2 była za to luzacka.
Ben King - to takie oczko do fanów, stary Benjamin z SR1, miło go widzieć, czasami nawet wspomina o swojej książce za czasów SR1.
Matt Miller - to typ jajogłowego gostka, który zawsze nam pomoże w kwestii hakowania, dołączył do Świętych przerażony Killbanem.
Kinzie Kenshington - świetna postać, najprzyjemniejsze są jej kłótnie z Szefem na temat technologii i czy ona jest lepsza od Matta.
Asha Odekar - ona... Nie wiem co o niej powiedzieć. Mało o niej wiemy, jest drętwą i nudną postacią, działa tylko dla armii, nie ma charakteru.
Johny Gat - prawdopodobnie najlepsza postać w serii, przebijająca nawet Szefa. Jego teksty rozwalają, jest to badass jakich mało, zadzierał nawet z samym Diabłem, miał katanę wbitą w brzuch, a mimo to dalej walczy wraz ze Świętymi. Jednakże, jego powrót jest idiotyczny, jakoby to Zinyak bał się Gata, że ten by mógł go pokonać (faktycznie, jeden człowiek kontra cała armia obcych, mhm), więc porywa go w SR3...
Keith David - głos mu podkłada... Keith David, który grał również Juliusa Little'a w SR1 i 2. Niespodzianką jest to, że on w pewnym sensie nas zdradza, takie nawiązanie do Juliusa.
Szef - szef się nie zmienił i bardzo dobrze, dalej jego humor jest dobry i fajny, a jego rozmowy z Gatem jako dwóch przekozaków są epickie.
Niestety, najlepsze postacie z serii zginęły podczas zniszczenia Ziemii, np. Oleg, Viola itd.
Misje:
W SRIV mamy kilka aktywności pobocznych, związanych z supermocami i nie tylko. Mamy:
Wyścig sprintem, nawet ciekawy pomysł.
Zabijanie na Śniadanie, czyli zabawa telekinezą.
Kradnięcie aut i odstawianie ich w dane miejsca (bardziej takie nawiązanie do starszych odsłon).
Zabicie wirusa, czyli zabicie danego celu (raz mamy zabić Szefa z SR1 i SR2).
Fight Club, czyli walki na ringu z supermocami.
Są też również misje naszych ziomali, za które dostajemy jakieś ulepszenia supermocy.
Poza tym, jeśli dalej wam mało, są wyzwania typu np. "Zabij tylu i tylu wrogów daną supermocą.". Za nie również dostajemy upgrade'y. Wyzwań jest chyba około 100, zrobiłem je wszystkie, więc wiem o czym mówię (nienawidzę siebie, nie mogę patrzeć na siebie w lustrze).
Podsumowanie:
Saints Row IV to może być dla was dobra gra... za pierwszym razem. Jako fan serii nie cierpię tego tworu.
Plusy:
+ stare postacie
+w miarę dobry humor
+ jakaś zabawa bądź co bądź jest
+ świetna muzyka techno pasująca do stylu gry
+ dopowiedzenie końca niektórych postaci
Minusy:
- to SR3 tylko po ostrych grzybach
- niepotrzebne mechaniki skoro i tak jesteśmy Bogami symulacji
- banalny poziom trudności przez supermoce
- idiotyczny powrót Gata
- głupia fabuła
- zniszczenie Ziemi, czyli zabranie najbardziej ciekawych postaci z uniwersum
- zniszczenie jednego z najlepszych sandboxów w dziejach
Ocena gry: 4/10
Podstawiła nogę serii Saints Row, a ta już się nie podniosła. To koniec starego, dobrego SR. Najprościej przyrównać SR1 i 2 do GTA SA, a SR3 do GTA V, ale to...
Nie potrafię wyczytać z tej gry czegoś innego niż głupiej desperacji. Twórcy chcieli pokazać, że SR to nie GTA, ale zrobili to w najgorszy możliwy sposób. Zamiast kupić tą grę, polecam zapoznać się z poprzedniczkami. To nie powinno należeć do serii.
- - - - -
Dziękuje za przeczytanie tej części artykułu. W następnej wezmę pod lupę coś jeszcze gorszego niż to, czyli Saints Row : Gat Out Of Hell. Jako fan serii naprawdę jestem "delikatnie mówiąc" wkurzony, że to się stało z taką świetną serią. Wyobraźcie sobie, że po GTA SA, Niko Bellic leci w kosmos strzelać do kosmitów. Absolutnie to nie pasuje i nie ma sensu.
może byc
Może być
Jest git xd
Niepotrzebny spoiler
jest ok
Nie zgodzę się z Tobą. Może i SR4 i Gat out of Hell odstają swą mechaniką i fabułą od serii, lecz mimo to jest to dalej ten sam,dobry Saints Row z ciekawą, zabawną fabułą. Sam każdą grę z serii przeszedłem kilkukrotnie w 100% (łącznie ze znajdźkami). To właśnie zabawa i absurdalny humor są głównymi atutami tych gier. Dodatkowo, GooH jest jedynie samodzielnym dodatkiem zbudowanym z myślą o NextGenowych konsolach, na które przy okazji wydano SR4. Mi, jak i zapewne twórcą serii bardzo podoba się styl w którego stronę idą (patrz Agents of Mayhem). Mimo wszystko, recenzja napisana starannie, nie można się przyczepić do niczego poza przesadną krytyką i "najazdem" na dwie ostatnie odsłony cyklu.
Spk11