Gry wideo wzbudzają wiele emocji, to bez wątpienia. Pozytywne czy negatywne, to temat, na kiedy indziej. Jednak najwięcej emocji wzbudzają produkty, które pomimo wszelkich pozytywnych aspektów, marketingu i gorączkowej promocji twórców nie ujrzały światła dziennego. I właśnie to wzbudza w graczu najwięcej żalu i gniewu. Nie rozpiszę się oczywiście o wszystkich tytułach znajdujących się w Deweloperskim Limbo, bo jest ich po prostu za dużo. Zajmę się tymi najbardziej rozpoznawalnymi i sprawiającym najwięcej bólu markami.
Zanim jednak zaczniemy, czym jest Deweloperskie Limbo? To wymyślone miejsce, do którego trafiają niedokończone, zaplanowane czy anulowane projekty mniej bądź bardziej oczekiwane przez graczy. Z pewnością wiedzieliście o nim, znaliście tytuły gier, które się w nim znajdują, jednak nie potrafiliście go nazwać. Por Favor, teraz już umiecie!
Silent Hills to niespełnione marzenie miłośników horrorów. Hideo Kojima odpowiedzialny za genialną i momentami poruszającą serię gier Metal Gear Solid (nie licząc ostatniego barachła, jakim jest Metal Gear Survive, którym Konami próbuje najwyraźniej coś udowodnić lub wbić mu szpilkę, na co ten po prostu nie reaguje), przy współpracy z producentem filmowym Guillermo del Toro (Labirynt Fauna, Kształt Wody, Hellboy) miał stworzyć kolejną grę osadzoną w uniwersum Cichego Wzgórza. Fani dodatkowo byli zachwyceni wystąpieniem Normana Reedusa, jako głównego bohatera. Demo pchnęło w nich nadzieję, że wreszcie, po tylu latach nareszcie ktoś stworzy horror na miarę pierwszej trylogii Silent Hill, która oddziaływała na psychikę gracza, nawet po przejściu nie dając mu spokojnego i kojącego nerwy snu, zamiast tego powodując długie kontemplacje nad fabułą i drogą bohatera od ekranu początkowego, aż do napisów końcowych. W sklepie Playstation pojawiło się nawet demo gry, które pokazywało, jaki poziom może trzymać produkcja, niestety, parę tygodni po premierze, gra została anulowana, a demo zdjęte ze sklepu.
O STALKERZE 2 już się rozpisywałem, po dokładniejsze dane zapraszam do jednego z poprzednich artykułów. W skrócie, małe ukraińskie studio podsyciło głód graczy zakończeniem Cienia Czarnobyla, łechtało ich spragniony kolejnej wizyty w Zonie żołądek informacjami, concept artami i screenami z gry, by finalnie zostawić ich na śmierć głodową porzucając markę i zająć się innymi projektami, takimi jak ostatni Kozacy 3. Cóż, na szczęście mamy książkowe perełki jakoś zaspokajające ten głód, takie jak książki, chociażby Gołkowskiego (pierwszy Polak, który napisał książkę o przygodach w Zonie) w tym unwiersum (pod koniec miesiąca wychodzi kolejna część).
Star Wars 1313 miała szanse zostać najlepszą grą w kochanym na całym świecie uniwersum Gwiezdnych Wojen. Była skierowana do dojrzałego odbiorcy, co w tej serii jest rzadkością, co dodatkowo napędzało żądze graczy do ogrania tytułu. Został nawet opublikowany gameplay, co idealnie obrazuje, na jakim poziomie były prace twórców. SW 1313 miał opowiadać o Boba Fettcie (nie wiem, jak to poprawnie odmienić) wypełniającym jedno z tych trudniejszych i głębszych zleceń na planecie Coruscant. Z pewnością po wypowiedzeniu imienia protagonisty serca fanów przestawały bić, w spodniach męskiej części publiczności pojawiał się przysłowiowy namiot, a banany same pojawiały się na twarzach. Ale, jak to bywa w takich sytuacjach, w 2012r. studio Disney wykupiło LucasArts, tym samym przejmując prawa m.in do serii Star Wars (trochę ponad 4 miliardy, jeśli kogoś to interesuje). Nabywca publicznie poinformował, że planuje kręcić filmy w tym uniwersum, i nawet pomimo skasowania tak ambitnego projektu, być może scenariusz, bądź niektóre rozwiązania pojawią się w nadchodzących filmach.
Prey 2 według twórców miał wyprzedzać swoją epokę i niezwykle żałują, że finalnie sequel nie ujrzał światła dziennego. Nawet, pomimo jakości ostatniej odsłony (będącej remakiem, rebootem i kolejną częścią równocześnie). Planuję zrobić o tej produkcji oddzielny artykuł, jednak skrótowo mogę napisać jedynie, że Prey 2 naprawdę wyprzedzał swoje czasy: miał niezwykłe założenia fabularne, rozwiązania techniczne i zagmatwania godne najbardziej pokręconych historii. Cóż, ludzie w Bethesdzie uznali, podobnie jak Sapkowski, że gracze są głupi, nie zrozumieją przekazu, a elementy gameplayu są niepotrzebne i właściwie to anuluje sobie grę, bo tak będzie lepiej dla branży. Cóż, teraz pewnie plują sobie w brodę, bo pewne rozwiązania, które zastosowały ostatnie odsłony Call of Duty bądź Titanfalla miał też Prey 2, i to on mógł zostać zapamiętany, jako prekursor wystrzeliwanych lin z kotwiczką czy nadajnika przyzywającego bombardowanie orbitalne.
I wisienka na torcie... Half- Life 2: Episode 3/ Half- Life 3. Najbardziej memiczny i owiany tajemnicą tytuł, który raczej prędko nie ujrzy światła dziennego. Któż nie zna memów o Gabrielu „Gabenie” Newellu, człowieku, który uśmiercił mniej bądź bardziej celowo niejednokrotnie uznawaną za najlepszą w historii markę? Plakat Moldera z napisem „I want to believe” towarzyszący headcrabom i logu gry, jest już niemal legendarny. Jednak, co takiego poszło nie tak, że grę anulowano? No właśnie, nie anulowano jej. Powiem więcej, według przecieków, gra miała już gotowe scenariusze, historie i ludzi gotujących się do pracy. Więc co się stało? Zapowiedzi pobudzały graczy do coraz to kolejnych przejść starych tytułów, byleby tylko być na bieżąco! A tu nic. Pomimo wiercenia dziury w brzuchu, Valve woli pieścić kury znoszące złote jaja pokroju CS:GO czy TF2 i nawet pomimo ostatnich informacji o powrocie do tworzenia gier robionych iście pod jednego gracza, nie wspomnieli słowem o Portalu 3 czy zajmowanym się właśnie Half- Lifem. Quo Vadis Valve? Czy będzie nam dane kiedyś ujrzeć tak oczekiwany tytuł? Pomimo utraty nadziei, gracze zachwycą się jakąkolwiek informacją, mimo, że po tak długim oczekiwaniu, trudno będzie podpasować grę dla każdego, i wydaje mi się, że to jest wina zamknięcia HL2E3 w Deweloperskim Limbo. Po prostu nieważne, jak dobra będzie gra, i tak oczekujemy czegoś więcej.
Wiadome jest, że wcześniej czy później doczekamy się nawet krótkiej wzmianki o tytule, jednak i ona zamiast ukoić nasze rany, będzie w nich gmerać rozżarzonym prętem myśląc, że wypala bakterie, a tak naprawdę jedynymi skutkami tego działania będzie pogłębienie naszej tęsknoty i żalu. Jednak, może to i lepiej? Może lepiej nie wydawać produktu, który zraniłby nas nie będąc tym, czego oczekiwaliśmy?
Czegóż innego mogłem się spodziewać po artykule tego użytkownika
Klasa sama w sobie
Pozdrawiam ;)
Fajny artykuł, z wymienionych najbardziej mi szkoda Stalkera 2 ze względu na niepowtarzalny klimat. Którego pewnie już nie odtworzą. Osobiście wymieniłbym jeszcze - "StarCraft: Ghost"