Deadlight to platformówka 2.5 D utrzymana w klimacie apokalipsy zombie. Sztampowy pomysł ? Być, może, ale sposób wykonania nadzwyczaj interesujący. Debiutancka gra Tequila Works, czy panowie zaliczyli sukces nowicjuszy ? Tego dowiedzie się w dalszej części recenzji.
Fabuła skupia się na historii Randalla Wayne’a. Przemierza on opanowane przez umarłych ulice w poszukiwaniu zaginionej żony, córki a także innych, którym udało się przetrwać tą masakrę. Bohater z czasem na swojej drodze doznaje wizje oraz przebłyskujące wspomnień swojej przeszłości, które za wszelką cenę stara się wytłumaczyć.
Produkcja łączy elementy platformowe z prostymi zagadkami. Żadna z nich nie zatrzyma nas na tyle, by nas za nad to spowolnić. W grze uświadczymy jedynie momentów do namysłu, ale również sytuacje, w których będziemy bardziej zdani na nasz refleks niż jeżeli na myślenie. Zmaganie się z hordami zombie czy ucieczka z walących się budynków to nie wszystko czego tu doznamy.
Na uwagę zasługuję oprawa wizualna, zaczerpnięte z Limbo, czarne sylwetki postaci, przyjemnie komponują się z dopracowanym i kolorowym tłem. Przerywniki filmowe, które zostały przedstawione w komiksowy sposób prezentują się bardzo ładnie, ogląda się je z wielką przyjemnością.
Oczywiście, żadna gra nie spoczywa na samych laurach. To samo spotkało Deadlight. Zacznę tu przede wszystkim nad największą udręką gry czyli nad jej długością. Osobiście grę udało mi się kończyć w nieco ponad 4 godziny, przy odblokowaniu większości sekretów i sowitej eksploracji. Drugim, ale w moim wypadku ostatnim minusem jaki napotkałem to wygładzanie krawędzi w grze, ustawione są na najwyższą jakość a dalej razi to w oczy i po prostu brzydko to wygląda na tle ładnych widoczków. Pomijając te małe niedociągnięcia gra na pewno warta zainteresowania, szczególnie, że można dostać ją praktycznie za grosze.
Ocena 7+/10
Super braciuszku