玩游戏
选择你感兴趣的游戏并免费游玩。
完成任务
每一个游戏都有些能让你获得灵魂宝石的任务。
接收奖励
你可以将灵魂宝石兑换成Steam Wallet的充值、游戏密钥、CS:GO皮肤以及其他的奖励。
musimy opanować sterowanie kilkudziesięcioma tonami żelastwa, celnie strzelać, kombinować, a także rozwijać swoją społecznościową karierę. Zdobywamy medale i szlifujemy gwiazdki. Zarządzamy garażem z naszymi pojazdami, wreszcie straszymy wrogów swoją morderczą efektywnością w globalnych statystykach. Wyżej podpisany ładny kawałek szlaku bojowego już przejechał. Zamierza zresztą jechać dalej, bo do Berlina jeszcze kawałek.Można powiedzieć, że deweloperzy utrafili w sedno. W końcu Rosjanie na czołgach znają się jak Szwajcarzy na zegarkach. WoT ma przy tym prawdziwie rosyjski rozmach. Zdecydowanie nie powstał na kolanie, o czym świadczą bardzo wysokie noty podczas tegorocznych targów E3 Expo w Los Angeles.Jako gracz możecie w czołgach dosłownie przebierać. Jest ich ponad 150, a twórcy gry z miesiąca na miesiąc dodają kolejne. Przy okazji raczą rosnącą społeczność poprawkami, kolejnymi polami bitew, oraz perełkami w rodzaju wojen klanowych i podzielonej na sektory mapy Europy (Ultimate Conquest). Oczywiście nie do zwiedzania, ale do podboju - kraj po kraju, prowincja po prowincji. Zanim jednak wylądujecie w Normandii, warto trochę pograć. Choćby po to, aby zdobyć jakąś przyzwoitą maszynę i zaciągnąć się do klanu. Najlepiej polskiego. Tych (a także innych) w WoT jest całkiem sporo!World of Tanks wykorzystuje zaawansowany silnik graficzny Bigworld. Dostajecie tu grafikę 3D, genialnie odwzorowane pojazdy ze strefami trafień, solidną porcję fizyki i duże mapy z otoczeniem, które można mielić i rozjeżdżać gąsienicami czołgów. Nie jest to co prawda DirectX 11, ale deweloperzy wycisnęli wszystko co się dało z DirectX 9c - oferując kompromis w postaci przyzwoitych wymagań sprzętowych. W Tanki pograją nie tylko posiadacze desktopów, ale także laptopów. Wymagane jest sporo miejsca na dysku twardym (sam klient zajmuje blisko 2 GB), oraz oczywiście stałe łącze internetowe. Karta graficzna nie musi być z górnej półki.Powyżej jedno ze słynniejszych powiedzonek, równie słynnego Grigor
Nie co dzień publikujemy recenzję gry, która tak naprawdę zadebiutowała kilka lat temu. Co więcej, w momencie zaskakującego ogłoszenia oficjalnej „premiery” nie otrzymała nawet znaczącej aktualizacji – bitwy okrętów nadal dopiero majaczą na horyzoncie. Nie zmienia to jednak faktu, że po wielu latach rozwoju War Thunder stanowi tytuł rozbudowany i kompleksowy – choć wciąż jeszcze niedokończony. Do tego twórcy mogą pochwalić się efektowną oprawą graficzną, świetnym silnikiem, który pozwala na pomysłowe rozwiązania (rakiety, koleiny) i ciekawymi mapami. Na tej darmowej produkcji największym cieniem kładzie się jednak model free-to-play – powolne tempo odblokowywania kolejnych maszyn zniechęca do grania... lub zachęca do regularnego sięgania po portfel. O dziele rosyjskiego studia Gaijin można powiedzieć wiele, ale jedno jest pewne – bez War Thundera rynek byłby uboższy o ciekawą grę, która w warstwie lotniczej nie ma sobie równych, a w czołgowej stanowi jedyną sensowną konkurencję dla World of Tanks. „Wojenny grzmot” od lat przykuwa do ekranów miłośników tego typu symulatorów – i wcale nie powinno to dziwić. To niezła gra, choć nie bez wad.W Uncharted 4 twórcy umieścili starą platformówkę Crash Bandicoot – grę w grze. To jednak nic przy War Thunderze, bo na ten sieciowy symulator składają się dwie ogromne produkcje – początkowo oferowane były tylko zmagania samolotów, ale od ponad dwóch lat odpalić można także rozgrywkę w niezależnych od nich trybach czołgowych. Coraz bliżej jest też trzeci moduł, w którym przyjdzie nam dowodzić statkami. W ten sposób twórcy domkną wreszcie formułę gry totalnej – i choć nie uda się im zapewne wprowadzić wszystkich pojazdów na jedną mapę, aby w kolosalnych starciach na przestrzeni wielu kilometrów walczyły ze sobą równocześnie samoloty, czołgi i statki (takie były pierwotne plany), to i tak całość już teraz robi wrażenie.O rywalizacji firm Wargaming i Gaijin napisano już wiele – mimo że ich produkcje więcej dzieli niż łączy, przyciągają
Elvenar jest grą o bardzo płynnym i przyjemnym początku. Wstępny, prowadzący za rączkę tutorial zajął mi niespełna cztery minuty. Zaraz po tym jak wytłumaczono mi menu instrukcja przekształciła się w serię neutralnych i konkretnych questów. To jak się za nie zabiorę, zależało już jednak całkowicie ode mnie. Ta płynność pozwoliła mi prędko zacząć czerpać przyjemność z rozgrywki. Ta składa się z kilku komponentów.Naszym głównym zadaniem w rozbudowie miasta jest poprawne zagospodarowanie dostępnej nam przestrzeni, która jest na początku dość ograniczona i poszerza się wraz z naszymi kolejnymi sukcesami. Przypomina to poniekąd grę w puzzle. Budynki zajmują konkretną przestrzeń na utworzonej z kratek planszy, a wszystkie nie-ozdobne budynki muszą w dodatku być połączone z ratuszem za pomocą dróg. Dodatkowo, część mapy jest zastawiona przez losowo rozmieszczone przeszkody. Jestem dużym fanem tego typu interaktywnych rozwiązań. Gra będzie od nas wymagała sporo uwagi w tym zakresie ale z łatwością wybacza. Gdy brakuje nam miejsca budynki można ulepszać zamiast budować nowe. W dodatku możemy zwyczajnie je złapać i przenieść gdzie indziej. Daje nam to odrobinę dodatkowej kontroli i pozwala planować miasto tak, aby spełniało swoją rolę w danej chwili, a nie przez całe swoje istnienie. Tego typu ułatwienie znacznie przyśpiesza nasz rozwój.Innym zastosowaniem surowców jest rozwiązywanie konfliktów. Albo płacimy haracz albo podejmujemy się walki. Zależnie od potencjalnych strat, siła nie zawsze jest tańszym rozwiązaniem. Sam system walki bardzo mi się spodobał. Jest to klon systemu znanego nam z serii Heroes of Might and Magic. Wysyłamy kilka jednostek na planszę z hexów gdzie sterujemy nimi w systemie turowym. Jednostki zachowują się różnie zależnie od klasy i rasy, oraz wystarczająco ulepszone nabywają po dodatkowej zdolności. System ten urozmaica grę ale jest mimo wszystko opcjonalny. Niezainteresowani gracze mogą albo zdecydować się na automatyczną konkluzje, która jest w miarę uczciwa lub nie brać udziału w walkach w ogóle, skupiając się na zbieraniu surowców na handel.Jeżeli nie ma PvP, to jaki jest cel gry? Raidy? Bossy? Nic z tych rzeczy. Ogólnego, odgórnego celu nie ma. Gramy dla siebie, aby oglądać jak nasze miasto rośnie i najlepszą zabawę z gry miałem właśnie aranżując moje osiedla. Żeby było ciekawiej, możemy to robić z pomocą innych. Odwiedzając graczy na mapie możemy dać im buff zależnie od tego jakie mają dostępne budynki. Gdy podbijemy terytorium raz na jakiś czas pojawi się na nim tak zwany ‘turniej’, czyli seria wyzwań polegająca na dostarczaniu surowców albo wygrywaniu walk. Będąc w bractwie (odpowiedniku gildii) punkty sukcesu gromadzimy wspólnie, zdobywając większe nagrody i rozwijając nasze miasto szybciej. Jest to dość istotne ponieważ Elvenar potrzebuje naszej obecności mniej, im dalej w grze zajdziemy z uwagi na wydłużające się okresy oczekiwania na budowle czy ulepszenia.Od innych graczy odróżniać nas będzie nasz styl aranżacji miasta oraz jego architektura definiowana przez rasę. Są dwie, które poza wyglądem mają również odmienne jednostki wojskowe. Brzmi to jak podstawowe minimum ale im więcej tym lepiej, więc nie narzekam. Elvenar polecam graczom casualowym szukającym czegoś do relaksu w wolnej chwili. Tak długo jak nie przeszkadza wam gra, w której nie da się przegrać, jest to dość solidny tytuł na wolną chwilę.
Nie co dzień publikujemy recenzję gry, która tak naprawdę zadebiutowała kilka lat temu. Co więcej, w momencie zaskakującego ogłoszenia oficjalnej „premiery” nie otrzymała nawet znaczącej aktualizacji – bitwy okrętów nadal dopiero majaczą na horyzoncie. Nie zmienia to jednak faktu, że po wielu latach rozwoju War Thunder stanowi tytuł rozbudowany i kompleksowy – choć wciąż jeszcze niedokończony. Do tego twórcy mogą pochwalić się efektowną oprawą graficzną, świetnym silnikiem, który pozwala na pomysłowe rozwiązania (rakiety, koleiny) i ciekawymi mapami. Na tej darmowej produkcji największym cieniem kładzie się jednak model free-to-play – powolne tempo odblokowywania kolejnych maszyn zniechęca do grania... lub zachęca do regularnego sięgania po portfel. O dziele rosyjskiego studia Gaijin można powiedzieć wiele, ale jedno jest pewne – bez War Thundera rynek byłby uboższy o ciekawą grę, która w warstwie lotniczej nie ma sobie równych, a w czołgowej stanowi jedyną sensowną konkurencję dla World of Tanks. „Wojenny grzmot” od lat przykuwa do ekranów miłośników tego typu symulatorów – i wcale nie powinno to dziwić. To niezła gra, choć nie bez wad.O rywalizacji firm Wargaming i Gaijin napisano już wiele – mimo że ich produkcje więcej dzieli niż łączy, przyciągają tych samych graczy, zainteresowanych sieciowymi symulatorami wojennymi. Największą różnicę stanowi oczywiście kompleksowy charakter dzieła studia Gaijin. Wargaming rozdzielił wodę, powietrze i ziemię, tworząc osobne tytuły (World of Tanks, Warplanes, Warships), War Thunder łączy te żywioły – obie te strategie mają swoje plusy i minusy. Wojna totalna w przypadku War Thundera sprawia często wrażenie chaotycznej. Nawet wprowadzając drobną poprawkę, twórcy muszą brać pod uwagę tak wiele zmiennych, że trudno się dziwić, iż nie zawsze udaje im się dostrzec wszystkie negatywne konsekwencje. Odpowiedzią na to jest... strategia ucieczki do przodu – podczas gdy Wargaming dłubałby nad grą miesiącami, poprawiając wady, Gaijin zasypuje nas nowymi trybami, pojazdami i mechanikami – udając, że problemów nie ma. W tym szaleństwie jest metoda, bo War Thunder ciągle się zmienia, przeobraża i ulepsza. Czasem denerwuje, ale na dłuższą metę strategia przyjęta przez twórców wydaje się przynosić więcej korzyści niż strat.
Dobrym przykładem parcia do przodu i nieoglądania się za siebie był brak modeli lotu dla poszczególnych samolotów – gra korzystała wtedy z ustawień domyślnych, co powodowało, że maszyny miały zdecydowanie przesadzone osiągi, stając się prawie pojazdami UFO – latającymi niemal w pionie bestiami (Yaku 9T, ciebie mam na myśli). Na ziemi też nie brakuje wpadek: do tej pory zdarzają się sytuacje, gdy drużyna dominująca w pancernej bitwie obsadza pozycje snajperskie wokół punktu odrodzenia przeciwnika i bezlitośnie niszczy wraże czołgi w parę sekund po ich pojawieniu się na polu bitwy.
Źródło: https://www.gry-online.pl/S020.asp?ID=11750
War Thunder mnie porwał. Nie spodziewałem się tego, ale autentycznie porwała mnie ta gra. Przypuszczałem, że może być fajna, bo wszyscy wszędzie to mówili i pisali, zwłaszcza pod tekstami o World of Warplanes, którego War Thunder jest bezpośrednim konkurentem. To znaczy, tak myślałem, że jest. A nie jest wcale, bo tych gier nawet nie ma sensu porównywać - produkcja Wargaming jest tak słaba i uboga w zestawieniu z tym, co oferuje War Thunder, że nawet wymienianie ich w jednym zdaniu to nieoczekiwany zaszczyt i awans społeczny dla World of Warplanes. Teraz to wiem. I wiem jeszcze, że będę grał w War Thunder dużo, bardzo dużo. I może nawet wysupłam jakieś pieniądze na konto premium, bo to wstyd grać ciągle za darmo w taką fajną grę, głupio trochę nie dać paru złotych gościom, którzy ją zrobili. Bo naprawdę dobrze ją zrobili.War Thunder to darmowa lotnicza sieciówka, skupiająca się na bitwach powietrznych z czasów II wojny światowej. Ma charakter zręcznościowy... i jednocześnie jest zaawansowanym symulatorem, jeśli ktoś chce. Wszystko zależy od ustawień i wybranego poziomu trudności, a także tego, czy posiada się joystick, czy też nie i do latania używa się myszki. Ta ostatnia świetnie sprawdza się w trybie zręcznościowym, najpopularniejszym zresztą... ale żeby polatać z prawdziwymi facetami w prawdziwy sposób, trzeba już mieć drążek, orczyk i przepustnicę na biurku. Albo pod biurkiem, jeśli ktoś ma taki prawdziwy orczyk pod stopy. Gracze są poddani segregacji, więc ci z trybu realistycznego latają ze swoimi, a ci ze zręcznościowego ze swoimi, na własnych zasadach, które nieco się różnią, choćby liczbą dostępnych samolotów. W bitwach symulacyjnych ma się tylko jeden i po jego stracie można co najwyżej zgrzytać zębami, w tych prostszych zaś po prostu przesiadamy się do kolejnej maszyny, jeśli taką ze sobą zabraliśmy do boju. A zabrać można nawet do dziewięciu, jeśli tylko wydamy astronomiczne sumy na ich zakup i wyszkolenie załóg, czego zresztą nikt nie robi - zwykle ludzie używają trzech, czasem czterech samolotów.
Historia z League of Angels II nie wyróżnia się niczym szczególnym od fabuł innych gier tego typu. Podczas zabawy trafiamy więc do fantastycznego świata, gdzie musimy pokonać siły zła. W początkowych etapach rozgrywki poznajemy podstawowe zasady, walcząc ze stosunkowo słabymi przeciwnikami, a dopiero po osiągnięciu odpowiedniego poziomu doświadczenia możemy zacząć prawdziwą przygodę. Walka w produkcji studia GTArcade odbywa się w systemie turowym, który można w pełni zautomatyzować, dzięki czemu nasza kilkuosobowa drużyna samodzielnie wyprowadza kolejne ciosy i ataki specjalne. W związku z tym bardzo ważnym elementem rozgrywki jest odpowiednie dobranie bohaterów i wyposażenia oraz levelowanie postaci. Za starcia otrzymujemy bowiem punkty doświadczenia, które w przerwach pomiędzy bitwami wykorzystujemy na ulepszanie zdolności specjalnych. Ponadto zdobywamy też nowe przedmioty (np. bronie), które następnie możemy dodatkowo wzmocnić u kowala. Wszystko to uzupełniają opcje taktyczne, umożliwiające chociażby odpowiednie rozstawienie członków drużyny, by wykorzystać ich mocne i zniwelować słabe strony. Poszczególnych bohaterów czasami otrzymujemy w ramach nagród, ale w przypadku wartościowych herosów musimy się nieco bardziej postarać lub przygotować prawdziwą gotówkę.
No dobra, wszystko cacy, co jednak z pieniędzmi? To gra darmowa, ale czy mikrotransakcje prędzej czy później nie skoczą nam do gardła? Cóż, nie wydaje mi się. Miesiąc konta premium kosztuje tyle, co zwykle w grach, czyli około 40 złotych. Samoloty premium, których w każdym drzewku jest około siedmiu czy ośmiu, nie są niedorzecznie drogie - najlepsze kosztują jakieś 25 złotych i co ważniejsze, nie ma maszyn premium powyżej 10 poziomu (oprócz Ła-5 FN chyba), podczas gdy normalne samoloty dochodzą nawet do 20. Można też kupować doświadczenie dla załóg i tym podobne, ale nie ma tu ani "złotej amunicji" ani żadnych innych opcji, którym można by przykleić łatkę "pay2win". A przynajmniej tak mi się wydaje. Generalnie system wygląda na uczciwy i nieinwazyjny zbytnio - raczej się chce płacić niż płacić trzeba. A chce się, bo War Thunder jest produktem bardzo bogatym i o jakości przewyższającej o głowę prawie wszystkie darmówki dostępne na rynku - tak jak pisałem na początku, trochę wstyd tyle brać od twórców i nie oddać im ani grosza.A zatem, jeśli to jeszcze nie jest całkowicie jasne, to napiszę wprost - War Thunder to naprawdę świetna pozycja. Dla miłośników latających maszyn z II wojny światowej wręcz obowiązkowa i to bez różnicy czy są fanami symulatorów, czy wolą polatać luźniej i zręcznościowo, bo emocje i tu i tu są duże, a widowisko niezapomniane. Niewiele gier potrafi zaoferować coś takiego... a autorzy War Thunder obiecują przecież więcej. Już teraz w głównym menu oprócz zakładki sił powietrznych są także te przypisane siłom lądowym oraz flocie. Celem studia Gaijin jest stworzenie symulacji sił połączonych, w której w jednej bitwie będą i samoloty, i czołgi, i okręty. Jednocześnie. Jak w Battlefieldzie, tylko bez tej śmiesznej piechoty. Sam sprzęt ciężki. Czy to nie brzmi jak marzenie, za które można dać się pokroić na plasterki? I to marzenie, które ma szanse na realizację. A przynajmniej taką mam nadzieję, tym silniejszą, im bardziej mi się podoba lotnicze War Thunder. A podoba mi się tym więcej, im dłużej gram. I chyba już do tego grania wrócę, bo... mam przestrzelane kaemy, dobrą pozycję pod słońce i trzech bandytów na dwunastej. Tally ho!
请注意:此优惠仅适用于新用户!如果你发现某款手机游戏或应用程序获得了Google Play的提名,那么你可以肯定一件事 - 该游戏并不是普通的游戏。但是,这取决于你如何评估《王国纪元》- 一个由已经在其他游戏中享有盛誉的IGG创建的实时策略手机游戏。 建立自己的军队并选择英雄来与可怕的怪物和其他敌人作战。通过收集和花费宝贵的资源来扩展你的帝国。自定义你的军队,使其从其他玩家的军队中脱颖而出。然而,拥有一个帝国不仅仅是征服。你还必须统治以及结交朋友。你会帮助他们并解放战俘吗?还是你会成为残酷的统治者?这完全取决于你。 立即加入这个具有精美图像设计的游戏。注册《王国纪元》! 请注意:此优惠仅适用于新用户!...